Delikatne, puszyste, mięciutkie, urocze, konsystencja ciasta i łatwość z jaką rozpływało się powoli po patelni oraz odchodziło od niej jest idealna!
Może już to wiecie, może już jesteście za pan brat z ricotta hotcakes i tylko spojrzycie z góry na mój przesadzony pochwałami i wykrzyknikami post, ale ja nie zamierzam się opanować i kasować tej spontanicznej, jakże entuzjastycznej recenzji, bo pierwszy raz jadłam takie pyszne placuszki!
Zamierzałam się na nie... długo. Oj, bardzo. I żałuję, że dopiero w ostatni dzień wakacji, widząc w lodówce opakowanie ricotty, z którego udało mi się wygrzebać 125 g, postanowiłam je zrobić. Bo robiłabym je w wakacje codziennie, (no dobra, może co tydzień) do znudzenia :)
Niestety, a może właśnie na szczęście nie miałam zwykłej (pszennej pełnoziarnistej) mąki, więc użyłam owsianej. Bałam się co to wyjdzie, bo naleśniki z niej strasznie się rozwalały. Postanowiłam też, że jak już mąka owsiana, a w lodówce stoi sobie napoczęte mleko owsiane, to czemu by go nie wykorzystać i zamiast normalnego mleka, dałam to. I powiem Wam, że placuszki wyszły genialnie (zresztą już to wiecie ;))! Mogłabym jeszcze raz wymienić tysiąc przymiotników, ale już to zrobiłam, więc powiem tylko, że nie wiem jak smakują ricotta hotcakes w wersji oryginalnej, ale moje owsiane mogę zdecydowanie polecić :) Pycha!
Posiłkowałam się proporcjami od Whiness :)
Na górze: z malinami, jabłkiem, masłem migdałowym/ jogurtem, dżemem
Z malinami, jabłkiem (tam z tyłu sobie leży ;)), masłem orzechowym i jogurtem |
Nienawidzę masła orzechowego za to, że jest takie dobre! :) Śniadanie skończyło się wyjadaniem go łyżeczką ze słoiczka... Ale mamy sobotę! Leniwe soboty ze śniadaniami do 10 to będzie teraz tylko rarytas, a nie codzienność jak w wakacje...
Smacznego!
Mayamee :)